[dropcap_large]M[/dropcap_large]ineralne kosmetyki z roku na rok zyskują wielbicieli. Nic dziwnego, w wielu przypadkach są mniej agresywne w stosunku do cery i dają supernaturalny efekt. A od kilku lat właśnie na taki stawiamy. Lubimy makijaż make-up no make-up. Doskonale więc sprawdzą się w nim kosmetyki Lily Lolo. Sprawdziłam je na…własnej skórze. Poznajcie moją opinię o kilku wybranych!
Jakiś czas temu w moje ręce trafiły dwa produkty marki – rozświetlacz i błyszczyk. Ich recenzję przeczytacie tutaj. A teraz czas na nowe cudeńka! Poznajcie bliżej podkład mineralny, naturalną szminkę, naturalny tusz do rzęs i mgiełkę utrwalającą.
Podkład mineralny SPF 15 Lily Lolo Porcelain Mineral Foundation odcień Blondie
Kosmetyk jest dostępny w formie sypkiej, jak puder. Dzięki temu jego aplikacja jest bardzo podobna. Do nanoszenia podkładu używam pędzla Lily Lolo Super Kabuki. Akcesorium jest pomocne w precyzyjnym malowaniu twarzy – można za jego pomocą z łatwością budować krycie podkładem. A ten daje wystarczające rezultaty po około trzech razach. Od razu powiem, że ja nie wymagam mocnego krycia. Nie mam w zwyczaju tuszowania naskórka tak, żeby był perfekcyjnie gładki i nieskazitelny. 😉 Ogólnie oceniam poziom krycia podkładu na taki umiarkowany.
Mam skórę normalną delikatnie ukierunkowaną w stronę mieszanej i śmiało mogę stwierdzić, że Lily Lolo Porcelain Mineral Foundation nie zapycha porów i nie wchodzi w zmarszczki. Z początku używałam go na bezpośrednio nawilżoną twarz, wykonując pędzlem koliste ruchy. Później jednak wypracowałam inną metodę makijażu, który jest równie trwały i moim zdaniem prezentuje się nieco lepiej. Na cerę najpierw nanoszę krem BB, a dopiero potem aplikuję podkład Lily Lolo – tu już wystarcza mi jego jedna warstwa.
Ważną kwestią jest fakt, że kosmetyk jest bardzo mocno zmielony, przez co musi być dobrze osadzony na pędzlu, a jego nadmiar strzepany z włosia, zanim naniesiemy go na skórę. Widać, jak mocno się osypuje. Zalecam, by aplikować go sukcesywnie cienkimi warstwami (przedtem wysypując odrobinę na wieczko).
Odcień Blondie podkładu Lily Lolo Porcelain Mineral Foundation świetnie dopasowuje się do kolorytu mojej cery. A jest ona jasna dość neutralnej tonacji. Marka ma w swoim asortymencie dużą gamę kolorów, zarówno takich, jak Blondie, jak i wpadających w żółte i różowe niuanse.
Jak z trwałością produktu? Utrzymuje się na mojej twarzy przez kilka godzin, zwykle tak około 3-4 (na kremie BB dłużej). Nie ciastkuje się i nie wałkuje. Trwałość można przedłużyć, aplikując na podkład mgiełkę. Dodatkowo sprawi ona, że twarz będzie się prezentować bardziej satynowo.
Zalety:
- świetnia współgra z kremem BB
- łatwy i przyjemny w aplikacji pędzlem
- delikatnie matuje
- dobry skład
- możliwość warstwowego zwiększania krycia
- nie wałkuje się i nie ciastkuje
- nie wchodzi w załamania skóry
- wygodny w aplikacji pędzlem
- wygodne opakowanie
- posiada filtr o faktorze SPF 15
- jest lekki, nie obciąża cery
- świetny dla uzyskania makijażu make-up no make-up
- wydajny
Wady
- bardzo drobny, mocno się osypuje podczas aplikacji
- dla wymagających – nie daje supermocnego krycia
Gramatura: 10 g
Cena: ok. 82 zł (bywa w promocji za ok. 69 zł)
Moja ocena: 4,5/5
Naturalna szminka do ust Lily Lolo Nude Allure
Przez długi czas miałam fioła na punkcie pomadek w różnych odcieniach czerwieni. Zauważyłam, że mam mało tak zwanych „nudziaków”. Do czasu, gdy w moje ręce wpadł kolor Nude Allure marki Lily Lolo. Szminka jest dobrze napigmentowana, dzięki czemu ładnie kryje naturalną barwę ust. Zawiera w składzie witaminę E i ekstrakt z rozmarynu.
Muszę powiedzieć, że Nude Allure to odcień, który będzie pasował do niemal każdej europejskiej karnacji. Sądzę, że podobnie będzie w przypadku pozostałych kolorów z gamy
Pomadka dobrze nawilża usta i jest umiarkowanie trwała. Zostaje na szklance, w zasadzie jak niemal każda szminka, ale bardzo ładnie się zjada, estetycznie. Owszem, matowe szminki są wciąż bardzo modne, ale często przesuszają naskórek warg. Ja lubię co jakiś czas sięgnąć po pomadkę, która podziała przeciwnie – nawadniająco – nawet jeśli jej trwałość nie jest w pełni satysfakcjonująca. Dlaczego? Bo zawsze w trakcie dnia można się pomalować. 😉 Kremowa konsystencja produktu nie wypływa poza kontur ust, nie wchodzi w załamania naskórka, nie odbija się na zębach.
Moim zdaniem to dobra szminka dla osób, które stawiają nie tylko na kolor, lecz także na aspekty pielęgnacyjne. Zawiera w składzie witaminę E i ekstrakt z rozmarynu.
Zalety:
- piękny kolor
- nie przesusza
- nie odbija się na zebach
- ma miłą kremową fakturę
- daje satynowe wykończenie
- nawilża usta
- bogata w witaminę E
- nie wypływa poza kontur warg
- pasuje do każdego odcienia cery
Wady:
- dla wymagających – umiarkowanie trwała
Gramatura: 4 g
Cena: ok. 50 zł
Moja ocena: 4,5/5
Naturalny tusz do rzęs Lily Lolo
Mam kilka swoich ulubionych maskar, którym trudno dorównać. Czy naturalny tusz do rzęs Lily Lolo im dorówna? I tak, i nie. Dlaczego?
Z jednej strony kosmetyk pięknie wydłuża i pogrubia włoski, nie sklejając ich ze sobą. Nie tworzy więc nieestetycznego efektu pajęczych nóżek. Ma formułę, która nie podrażnia oczu i spojówek, nie osypuje się (no może już pod koniec dnia, ale ja zwykle przy zmęczeniu zaczynam trzeć powieki).
Problemy sprawiała mi sprawna aplikacja tuszu, a właściwie kształt szczoteczki. Ma ona formę klepsydry. Jest grubsza na końcu i wielokrotnie przez to miałam trudności z pomalowaniem rzęs przy wewnętrznych kącikach oczu, by uniknąć umazania powieki (wpływa na to może też mieć początkowo rzadka konsystencja maskary, która z czasem delikatnie gęstnieje). Technikę trzeba wyćwiczyć, bo później mamy niemal cały makijaż do poprawki. 😉 Gdy już to się opanuje, tusz staje się naprawdę warty codziennego używania. Stąd moja odpowiedź „i tak, i nie”.
Zalety:
- nie skleja rzęs
- nie podrażnia
- nie kruszy się
- ładnie wydłuża i pogrubia włoski
- nie osypuje się
- naturalny skład
- wygodnie i bezproblemowo się go zmywa
Wady:
- trochę tuszu zostaje na czubku opakowania
- ma dość grubą końcówkę szczoteczki, przez co z początku może sprawiać problem w malowaniu rzęs bliżej wewnętrznego kącika oka
Pojemność: 6,5 ml
Cena: ok. 70 zł
Moja ocena: 4,5/5
Naturalna mgiełka utrwalająca makijaż
Tego kosmetyku użyłam jak na razie kilka razy. Za pierwszym razem przesadziłam z aplikacją, przez co zaraz po niej wyglądałam… jak figura woskowa. Trzeba jednak przyznać, że mgiełka dobrze sobie radzi z utrwaleniem makijażu. Przy właściwej aplikacji, nie nadmiernej, daje przyjemny satynowy efekt, usuwając pudrowość makijażu.
Rzeczywiście przedłuża trwałość make-upu i to widocznie. Niestety jednocześnie sprawia, że skóra zaczyna się świecić w strategicznych miejscach, czyli w strefie T. Wymagane jest wtedy lekkie przypudrowanie twarzy, by usunąć błyszczenie naskórka, bądź użycie bibułek matujących. Podejrzewam, że wpływ na to mogą mieć też teraz wahania temperatur – ciepło w budynku, zimno na zewnątrz, dlatego nie wiem, czy ten aspekt jest w pełni miarodajny (powodowanie świecenia się skóry).
Mimo wszystko warto mieć taki kosmetyk w zanadrzu, szczególnie na większe wyjścia. I właśnie na takie okazję stosuję mgiełkę Lily Lolo – nie sięgam po nią na co dzień. Jej aplikacja jest wygodna dzięki atomizerowi, który delikatnie rozpyla zawartość buteleczki.
W składzie znajdziemy wiele cennych substancji, jak nawilżające gliceryna i aloes, kojący pantenol czy zielona herbata usuwająca stres oksydacyjny i chroniąca naskórek przed wolbymi rodnikami.
Zalety:
- widocznie utrwala makijaż
- daje satynowe wykończenie
- skład przyjazny cerze
- wygodny aplikator rozpylający mgiełkę
Wady:
- skóra po pewnym czasie zaczyna się świecić w strefie T
Pojemność: 50 ml
Cena: ok. 60 zł
Moja ocena: 3,5/5
Macie w swojej kosmetyczce któryś z powyższych produktów? Jak się u Was sprawdza? Koniecznie dajcie znać!
XO Dżo