Perfumy pachnące jak lody pistacjowe? Tak smakowitemu zapachowi trudno się oprzeć. Chodź, przekonaj się, jak piękne potrafią być perfumy pistacjowe. I choć zielone włoskie gelato kojarzą się z latem, uwierz – słodkie nuty pistacji pokochasz także jesienią i zimą.
TOP perfumy pistacjowe
Perfumy pistacjowe to kompozycje gourmand, słodkie, często nieoczywiste i niezwykle kuszące. Przygotowałam kilka najciekawszych propozycji. Jestem ciekawa, które z nich trafią i na Twój radar. Poznaj bosko pachnące perfumy pistacjowe.
Kayali Yum Pistachio Gelato | 33 to prawdziwa uczta dla zmysłów. Wyobraź sobie pucharek świeżo nałożonych lodów pistacjowych, delikatnie obsypanych orzechami pistacji i oblanych ciepłą karmelową polewą. Właśnie taki zapach jest zamknięty w tej jasnozielonej butelce.
Cudownie kremowa baza, przeplatana nutami waty cukrowej, kakao i bitej śmietany, otula skórę jak miękka chmurka, tworząc aurę ciepła i komfortu. Wyłania na wierzch subtelność lodów pistacjowych, pikantność kardamonu i świeżość kwiatów. Idealne perfumy gourmand.
Zara Moonlight Whisper
Zara Moonlight Whisper to wyjątkowa propozycja dla tych, którzy pragną zasmakować w zapachu pistacji bez nadmiernego nadszarpywania budżetu. Subtelne, a jednocześnie zaskakująco głębokie nuty zapachowe, przyjemnie towarzyszą podczas wieczornych spacerów. To tańszy zamiennik kultowych perfum Kayali Pistachio Gelato | 33.
Elie Saab Girl of Now
Elie Saab Girl of Now to prawdziwa gratka dla fanów słodkich, ale jednocześnie zmysłowych zapachów. Pistacja w tym wydaniu jest elegancka i wyrafinowana, a towarzyszą jej nuty migdałów, kwiatu pomarańczy, paczuli i fasolki tonki. Całość otula skórę niczym luksusowy jedwab, pozostawiając za sobą niezapomniany ślad. Może staną się Twoim signature scent?
DKNY Delicious Delights Cool Swirl
Donna Karan DKNY Delicious Delights Cool Swirl to zapach pełen radości i beztroski. Przypomina letnie popołudnia spędzone na plaży, kiedy wszystko smakuje i pachnie lepiej. Tu mam na myśli między innymi lody pistacjowe i croissant z kremem pistacjowym… :).
Ale w tym zapachu pistacja jest świeża i lekka, przełamana nutami wody kokosowej, piżma, paczuli i kwiatów, co tworzy orzeźwiającą, ale jednocześnie ciekawą mieszankę.
Niszowe perfumy D.S. & Durga Pistachio
Perfumy D.S. & Durga Pistachio to zapach dla tych, którzy szukają czegoś nieoczywistego. To perfumy niszowe, gdzie pistacja staje się głównym bohaterem, ale w równie nietuzinkowym towarzystwie. Wyobraź sobie pistację z dodatkiem akordów kardamonu, prażonych migdałów i kremu waniliowego.
Efekt? Zapach, który jest jednocześnie ciepły, kremowe, słodki i zaskakujący, a przy tym ziemisty i pikantny, idealny dla tych, którzy lubią wyróżniać się z tłumu.
Demeter Pistachio Ice Cream
Demeter Pistachio Ice Cream to mała, ale urocza perełka w świecie zapachów pistacjowych. Jak sama nazwa wskazuje, zapach ten jest jak aromatyczna porcja lodów pistacjowych – słodki, kremowy i niezwykle apetyczny. Jest idealny na szybkie poprawienie humoru w ciągu dnia, kiedy chcesz poczuć coś słodkiego i przytulnego.
Niestety, trwałość tego zapachu pozostawia wiele do życzenia. Szkoda, bo gdyby tylko Demeter Pistachio Ice Cream utrzymywał się dłużej na skórze, mógłby być prawdziwym hitem.
Zapach coraz trudniej dostępny.
Jak pachnie pistacja?
Esencję z pistacji pozyskuje się metodą effleurage. Zielone orzechy są miażdżone i łączone z tłuszczem, przeważnie olejem roślinnym. Potem mieszaninę się podgrzewa i filtruje, by uzyskać pachnący surowiec. A jak on w zasadzie pachnie? Jak pachnie pistacja w perfumach?
To orzechy o wyjątkowo subtelnym i wyrafinowanym zapachu. Mają też różnorodną osobowość. Bywają kremowe i słodkie, z wyraźnymi niuansami migdałów i wanilii, ale też czasem słonawe w odbiorze.
Z czym pięknie komponuje się zapach pistacji?
Pistacja to składnik niezwykle wszechstronny. W zależności od tego, z czym zostanie połączona, może przybrać różne oblicza. W duecie z wanilią, czekoladą czy karmelem staje się jeszcze bardziej słodka i dekadencka, przypominając smak deserów, którym trudno się oprzeć. Doskonale pasuje do zapachów gourmand.
W połączeniu z nutami kwiatowymi, jak jaśmin czy kwiat pomarańczy, zyskuje na lekkości i elegancji, stając się doskonałym wyborem na co dzień.
A jeśli szukasz czegoś bardziej zmysłowego, pistacja świetnie komponuje się z nutami drzewnymi i przyprawami, tworząc kompozycje idealne na wieczór.
Łączy się ją także z cytrusami, dzięki którym wyłania swój bardziej słonawy charakter.
Kiedy w naszym życiu pojawia się dziecko, nagle przez nasze ręce przechodzi milion różnych rzeczy. Co chwila nowe zabawki, książki, pampersy, ubranka. Maluch z wielu rzeczy wyrasta. Są też produkty ponadczasowe. A kiedy nam się sprawdzą, pozostajemy im wierni przez mnóstwo długich lat. Istnieją bowiem takie produkty i zabawki dla dzieci, z których będą korzystać zarówno maluchy, jak i starszaki.
Dzięki współpracy ze sklepem Bee.pl poznałam kilka produktów, które na pewno zagoszczą w moim domu na długie lata. No może dwa z trzech, ponieważ jednym z nich są pampersy – pantsy Moltex – z których, mam nadzieję, moje dziecko dość szybko wyrośnie. 😉 Pozostałe dwa to układanka magnetyczna Janod oraz miód z maliną. Jesteście ciekawi recenzji? Zastanawiacie się nad taką ciekawą zabawką dla dziecka, a może rozważacie zakup pieluch Moltex? Moje opinie powinny rozwiać wszelkie wątpliwości.
Układanka magnetyczna Janod Magneti’book 4 pory roku
Te puzzle magnetyczne są przeznaczone dla dzieci od 3. roku życia. Zawierają małe elementy, które młodszy maluch mógłby chcieć połknąć. Ja tę zabawkę daję mojej córce, która nie ma jeszcze 3 lat. Jednak wszystkie drobne części schowałam, a bawi się układanką wyłącznie pod moim ścisłym nadzorem. Młoda uwielbia od wielu miesięcy przyczepianie i odczepianie magnesów na lodówce, a puzzlami Janod Magneti’book może bawić się wszędzie, szczególnie w swoim pokoiku. No i w końcu lodówka ma trochę spokoju. 😉
Dla starszaków powyżej 3. roku życia układanka magnetyczna będzie świetną jednoczesną formą zabawy i nauki. Pozwoli rodzicom na edukowanie dzieci w różnych kwestiach. Akurat ta, którą mam, pomoże w nauce pór roku. Na rynku są także wersje między innymi z pojazdami, ciałem człowieka, alfabetem czy zegarkiem.
W układance magnetycznej Janod Magneti’book 4 pory roku znajduje się 115 kolorowych magnesów obrazujących jak zmienia się świat podczas różnych pór roku. Dodatkowo mamy 4 małe plansze – podpowiedzi – pomagające w ułożeniu puzzli. To tylko sugestie, bo tak naprawdę możemy opowiadać dziecku i pokazywać, że nie zawsze wszystko musimy robić ze schematem, bo i pogoda podczas pór roku bywa naprawdę różna. Całość jest zapakowana w porządne pudełko w formie książki. Dobrze będzie prezentować się na półce wśród lektur.
Moim zdaniem zabawka jest doskonałym pomysłem na prezent dla malucha. Starczy na kilka lat zabawy. Możemy zebrać całą kolekcję i wspólnie spędzać czas z dzieckiem na zabawie i nauce. Sama na pewno zapełnię przyszły regał swojej córki w kilka innych egzemplarzy układanek magnetycznych Janod. 😉
Cena: 89 zł
Moja ocena: 5/5
Ekologiczne pieluchomajtki Moltex Pure & Nature
Byłam bardzo ciekawa tych pantsów. Przetestowałam już pieluchomajtki różnych marek i mam swoje typy. Niektóre z nich zupełnie nie spełniły moich oczekiwań, choć były przez wiele osób chwalone (mam na myśli pantsy marketowych marek). Od pampersów wymagam, by były chłonne, nie przeciekały, nie drażniły delikatnej skóry dziecka oraz by nie wydzielały nieprzyjemnego sztucznego zapachu. I uwaga, ekologiczne pieluchomajtki mają wszystko na plus!
Bardzo dobrze trzymają mocz, nie są mokre, więc dziecko nie odczuwa dyskomfortu. Nie przeciekają bokiem. Są elastyczne, dobrze dopasowują się do ciała, nie są zbyt wąskie. Do tego nie podrażniają skóry, nie powodują odparzeń oraz nie wydzielają nieprzyjemnego zapachu. Standardowo mają też pasek wskazujący czas zmiany pampersa. W czym tkwi ekologiczność pieluchomajtek Moltex Pure & Nature? Przede wszystkim część materiałów, z których powstają, jest pochodzenia roślinnego (np. warstwa zewnętrzna zawiera 15% bawełny organicznej). Pansty spełniają kryteria ekologiczne Unii Europejskiej potwierdzone certyfikatem EcoLabel. Opakowanie pieluch jest wykonane w 100% z materiału pochodzenia roślinnego.
Ja jestem bardzo na tak, jeśli chodzi o użytkowanie pieluchomajtek Moltex, ich technologię i jakość. Jednak przy tak ogromnym zapotrzebowaniu na ten produkt i szybkim zużyciu (jednak idzie kilka pampersów jednego dnia), to na taki wydatek mogą pozwalać sobie nieliczni. Za opakowanie 20 sztuk musimy zapłacić 30-40 zł.
Liczba sztuk w opakowaniu: 20
Cena: 30-40 zł
Moja ocena: 5/5 (nie biorę pod uwagę ceny, oceniam użytkowanie i jakość)
Miód wielokwiatowy z maliną Pasieki Rodziny Sadowskich
Uwielbiam miód. Jadam go na pieczywie z masłem, a także słodzę nim herbatę i czasem inne napoje (podobno warto też posłodzić nim kawę, ale do tej pory nie odważyłam się tego spróbować – może ktoś z Was tak pija?). Miód wielokwiatowy z maliną Pasieki Rodziny Sadowskich został wzbogacony o liofilizowaną malinę, która nie traci swoich wartości odżywczych w procesie liofilizacji. Jakie to dobre! Słodkie – wiadomo, ale przy tym owocowe. Malina dodaje fajnego aromatu miodowi.
Posłodzona nim herbata zyskuje bardziej jesienno-zimowy wymiar (od razu dodam – nie słodzimy wrzątku). Kanapki standardowo – pychota. Miodem możemy też dosładzać desery, lody, śniadania (oj tak – z ciepłymi tostami lub omletami świetnie gra). Do miodu przekonywać mnie nie trzeba. Moja córka z kolei reaguje na niego różnie – niby jest słodki, ale zje, jak ma humor. A nie daję jej też za często, ponieważ staram się unikać podawania jej cukru w różnych postaciach. Jednak w okresie większych zachorowań warto maluchom podawać odrobinę miodu (Uwaga! Nie dajemy go dzieciom poniżej 12. miesiąca życia ze względu na możliwość obecności bakterii Clostridium botulinum zagrażających ich zdrowiu i życiu.).
Pojemność: 430 g
Cena: 29,99 zł
Moja ocena: 5/5
Coś Wam wpadło w oko? Ja osobiście jestem zachwycona marką Janod. Mamy kilka produktów, nie tylko układankę magnetyczną, i każdy jest hitem.
[dropcap_large]P[/dropcap_large]rzez nadmiar pracy na blogu (z przenosinami) zaniedbałam wpis o nowościach kosmetycznych lipca. Czym prędzej zabrałam się do roboty. I dlatego stworzę listę nowinek nie tylko lipcowych, lecz także sierpniowych. Podrzucę Wam kilka premier kosmetyków, którymi warto się zainteresować. Jeśli chcecie, abym przetestowała któreś z produktów, dajcie znać w komentarzu. Sprawdzę działanie dosłownie na własnej skórze lub włosach. 😉
Jakie więc nowości kosmetyczne pojawiły się w lipcu i na początku sierpnia?
Polskie marki
Bell – linie Desert Rose i Hawaiian Ocean
Od dłuższego czasu w sklepach sieci Biedronka możemy natknąć się na produkty marki Bell. Na półkach znajdują się kosmetyki ze stałych kolekcji, a co jakiś sezon pojawiają się tymczasowe. W te wakacje polska firma zaopatrzyła sklepy w aż dwie ciekawe linie – Desert Rose (sierpień-wrzesień) i Hawaiian Ocean (lipiec). Pierwszą serię znajdziecie w Strefie Piękna Biedronki, druga chyba już całkowicie z niej zniknęła, ale może pojawi się w jakichś drogeriach.
W skład Desert Rose wchodzą:
rozświetlacz do twarzy,
bronzer,
kajal do oczu,
krem do stylizacji brwi,
matowe pomadki w płynie w trzech kolorach,
połyskujące/metaliczne top coat do ust w trzech odcieniach.
mat. Bell/Facebook
Kosmetyki zachęcają już samymi opakowaniami. Mnie ich design kojarzy się ze stylem art déco. Na pewno chciałabym sprawdzić trwałość i napigmentowanie matowych pomadek.
Pamiętajcie, że linia jest limitowana. Dodam, że kosmetyki mają bardzo atrakcyjne ceny.
Joanna – seria Cannabis Seed
Nie wiem, jak Wy, ale ostatnio zauważyłam coraz więcej kosmetyków, w których substancją aktywną jest ekstrakt/olej z nasion konopi. Polska marka Joanna nie może odstawać od innych brandów, dołożyła więc na rynek swoją zieloną kolekcję. Obejmuje ona między innymi:
kremowy żel pod prysznic z lanoliną,
nawilżający balsam do ciała z olejem arganowym,
peeling do ciała z ze zmielonymi pestkami moreli,
nawadniający krem do rąk z trójglicerydami.
mat. Joanna/kolaż własny
Cała kolekcja znajduje się w linii kosmetyków do domowego spa – Joanna Botanicals for Home Spa.
Ceny, w zależności od produktów, mają się wahać od 6 do 12 zł. Są więc bardzo przystępne. Zerknęłam w internecie na skład jednego z kosmetyków – jest dość przyjazny skórze, oczywiście nie idealny. 😉
Floslek – kolekcja HYDRO alga
O korzystnych właściwościach alg morskich (w szczególności brunatnej – listownicy) wiemy już od dawna. Te wodne rośliny dostarczają naszej skórze wielu mikroelementów, witamin, koją i nawilżają. Od niedawna możemy je znaleźć w kosmetykach Floslek HYDRO alga. Specyfiki polecane są w pielęgnacji cery suchej i odwodnionej – zaopatrzą ją w niezbędną wilgoć. Co ciekawe, to produkty w pełni wegańskie – nie mają żadnych substancji odzwierzęcych.
A jakie kosmetyki wchodzą w skład najnowszej kolekcji? Są to:
lekki krem nawilżający do twarzy na dzień i noc (25+),
wygładzający krem do twarzy na dzień i noc (35+),
ujędrniający krem do twarzy na dzień i noc (45+),
booster-koncentrat nawilżający.
mat. Floslek/kolaż własny
Ceny kremów oscylują w granicach 24, a koncentratu – 35 zł. Przyznam, że składy tych specyfików nie wyglądają perfekcyjnie i zachęcająco.
Soraya – linia #fodie
Ta seria kosmetyków Soraya to smakowite kąski! W gamie znajdują się trzy kolekcje – Melon, Miód Manuka i Jagoda. Pierwsza z nich ma nawilżać skórę, druga – regenerować, a trzecia – wygładzać, odżywiać i działać antyoksydacyjnie.
W każdej kolekcji znajdziemy po pięć różnych produktów.
Linia Melon to supernawilżające:
smoothie do ciała,
sorbet do ciała,
mus do rąk,
maseczka do twarzy,
odświeżający żel do stóp.
Miód Manuka zawiera z kolei regenerujące:
masło do ciała,
krem do rąk,
peeling do stóp,
krem do stóp,
maseczkę do twarzy.
A kolekcja Jagoda obejmuje wygładzające/odżywcze:
mus do ciała,
galaretkę do ciała,
peeling do rąk,
krem do rąk,
maseczkę do twarzy
mat. Soraya/kolaż własny
Ceny powyższych produktów są niewygórowane.
tołpa.®– seria dermo mani i urban garden.
tołpa.® to jedna z popularniejszych polskich firm. Ostatnio wypuściła na rynek beauty dwie serie – dermo mani i urban garden. Pierwsza linia, jak sama nazwa wskazuje, służy do pielęgnacji dłoni i paznokci. Druga zaś zawiera naturalne dobrodziejstwa naszych ogrodów.
Co znajdziemy w kolekcji dermo mani? Są to:
odnawiający peeling-maska do rąk,
odmładzający krem do rąk,
odnawiające serum do rąk i paznokci 5 w 1,
rozświetlająca emulsja do rąk.
mat. tołpa.®/kolaż własny
Ceny są na średnim poziomie – maseczka to koszt ok. 8 zł, z kolei pozostałych kosmetyków – ok. 18 zł. Można znaleźć tańsze dobre kremy do rąk.
Z kolei gama urban garden. składa się z:
kremów do twarzy i pod oczy na dzień lub noc 30+,
kremów anti-age do twarzy i pod oczy na dzień lub noc 40+,
kremów odmładzających do twarzy i pod oczy na dzień lub noc 50+,
regeneracyjnego balsamu do ciała z masłami,
ujędrniającego sorbetu do ciała z antyoksydantami,
nawilżającego mleczka do ciała z olejami.
mat. tołpa.®/kolaż własny
Ceny średnio 22-28 zł, w zależności od produktu.
Eveline Cosmetics – balsamy do rąk Sweet Hand
Ta seria to aż trzy różne produkty do pielęgnacji dłoni. Balsamy do rąk zachęcają kolorowymi opakowaniami kojarzącymi się z latem. Do wyboru mamy – Strawberry Skin, Nutri Honey oraz Banana Care (tego jestem najbardziej ciekawa!). Kosmetyki są całkiem tanie – ok. 5 zł/50 ml – i mają w składzie kilka naturalnych substancji aktywnych, np. ekstrakty z owsa, rokitnika, jagód acai, olej migdałowy, kokosowy, z awokado, alantoina i wiele więcej.
mat. Eveline Cosmetics/kolaż własny
Farmona Tutti Frutti – peeling 2 w 1
Ananas i kokos to iście letnie połączenie. Jeżeli chcecie przedłużyć wakacyjną aurę, to peeling 2 w 1 Farmona Tutti Frutti idealnie się do tego nada (w zasadzie to cała seria). Kosmetyk posiada właśnie przyjemny ananasowo-kokosowy zapach. W sam raz na początek jesieni, by zachować lato w pamięci podczas rytuału pielęgnacyjnego. Specyfik nie tylko pozbędzie się martwego naskórka, wygładzi skórę, lecz także zatroszczy się o nią, dostarczając jej witamin i substancji aktywnych z olejów naturalnych. Ten kosmetyk to w zasadzie nieco ulepszona wersja na pewno znanego Wam peelingu Tutti Frutti o tym samym ananasowo-kokosowym aromacie.
mat. Farmona
L’biotica Biovax – seria do włosów
Jakiś czas temu na rynku pojawiły się nowe preparaty do włosów L’biotica Biovax – maska i domowa sauna do pasm. Maska bazuje na aż 98% składników naturalnych. Ma za zadanie wzmocnić mieszki włosowe. Wszystko dzięki zawartym w niej ekstraktach z maliny moroszki, tarczycy bajkalskiej, pszenicy, kiełków soi i dzikiej róży. Domowa sauna Termocap ma wzmocnić działanie maski – ten produkt stosuje się pod turban z ręcznika na minimum 15 minut.
BodyBoom to polska marka, którą pokochały tysiące osób. W zasadzie głównie ze względu na oryginalny marketing i przeurocze pastelowe opakowania kosmetyków. Teraz firma stworzyła lekko połyskujący peeling kawowy do ciała Błyskotliwy Prowokator. W składzie znajdziemy więc kawę robustę, czekoladę, ziarenka brązowego cukru, oleje roślinne, sól himalajską oraz mikę, która odpowiada za „błyskotliwość” kosmetyku. Specyfik ma się pojawić w sprzedaży już niedługo. 😉
mat. BodyBoom/Facebook
Bielenda – Juicy Jelly Mask
Te maseczki niedawno weszły do sprzedaży w Rossmannie i w sklepach internetowych. Do wyboru są aż trzy różne Juicy Jelly Mask – z arbuzem i aloesem, z ananasem i witaminą C oraz z kiwi i kaktusem. Specyfiki przyciągają uwagę soczyście kolorowymi opakowaniami. Ich design kusi, by wrzucić te produkty do koszyka i wypróbować ich działanie na skórze.
mat. Bielenda/Facebook
Zagraniczne kosmetyki
Nabla – seria Denude
Pewnie większość z Was kojarzy włoską firmę Nabla. Każda premiera jej kosmetyków odbija się wielkim echem i wywołuje niemały zamęt. Nie bez powodu. Na razie mam przyjemność korzystać z palety cieni Soul Blooming i jestem nią wręcz zachwycona. Kiedy zobaczyłam nową kolekcję Denude, od razu zapragnęłam kremowych cieni w płynie i rozświetlaczy. Podobno się świetne. Zanim je kupię, muszę nazbierać pieniądze. A gdy pewnie je uzbieram, to pojawi się kolejna cudowna seria kosmetyków Nabla… 😀
mat. Nabla/Facebook
Bourjois – szminka Duo Lip Sculpt i róż Le Duo Blush
Róż z Bourjos, znany od lat, jest moim jednym z ulubionych. Od lat go używam i nigdy mnie nie zawiódł. Teraz francuska marka wydała nieco odmieniony kosmetyk – służy nie tylko jako róż, lecz także mocniej rozświetla. Wraz z tym produktem dołączyła do asortymentu ciekawą opcję – podwójną kredkę do ust, za pomocą której można wykonać efekt ombre. Jak na razie sprawdziłam oba kosmetyki w Super-Pharm i muszę powiedzieć, że z miejsca zakochałam się w nowym różu Duo. Z kredką do ust nie nawiązałam za to większej sympatii. Ceny standardowe dla Bourjois – stacjonarnie warto kupować w promocji. Z kolei w sklepach internetowych zawsze wypada taniej.
mat. Bourjois/kolaż własny
EOS – balsamy do ust Crystal
Balsamy do ust Crystal są ponoć innowacyjne i mają wprowadzić rewolucję na rynku kosmetycznych. Pozbawiono je bowiem wosków i są lekkie, wegańskie oraz krystalicznie czyste. Specyfiki bazują na olejach roślinnych, m.in. kokosowym, z awokado, słonecznikowym, rycynowym i maśle shea. Nie różnią się od poprzednich sztandarowych balsamów EOS – znanych na całym świecie kolorowych jajeczek – pod względem wyglądu opakowania.
mat. EOS (Evolution of Smooth)
Nivea – suche szampony Fresh Revive
Jakiś czas temu recenzowałam nowy suchy szampon L’Oréal. Przez długi okres to firma Batiste królowała w tym temacie. Teraz do walki o tron suchych szamponów dołączyła firma Nivea. Czy zawładnie rynek produktami Fresh Revive? Przekonamy się o tym sami, choć podejrzewam, że Batiste nie będzie chciała tak łatwo oddać korony. 😉
mat. Nivea/kolaż własny
To już koniec ciekawych lipcowo-sierpniowych nowości kosmetycznych. Przypominam – jeśli chcecie, żebym którąś z powyższych przetestowała na sobie i zrecenzowała na blogu, napiszcie w komentarzu. 😉 A może ktoś z Was już zaczął używać jakiegoś nowego na rynku produktu?
[dropcap_large]J[/dropcap_large]ak kiedyś nie lubiłam kosmetyków do pielęgnacji włosów marki Nivea, tak teraz zaczynam je darzyć dużą sympatią. Jakiś czas temu recenzowałam szampon micelarny, a teraz przedstawię Wam inny produkt. Jest nim mleczny szampon Nivea Hairmilk przeznaczony do włosów suchych i zniszczonych o normalnej strukturze. Czy ten specyfik również zyskał moją pozytywną opinię?
Kosmetyk według zapewnień producenta ma sprawić, że pasma staną się lśniące i sprężyste. Jego formuła została wzbogacona o emolient – mieszaninę alkoholi lanolinowych opatentowaną i nazwaną Eucerit® – chroniący kosmyki przed środowiskiem zewnętrznym i utratą przez nie wody. Wygładza również ich strukurę i działa renatłuszczająco (podczas mycia naruszamy warstwę hydrolipidową i częściowo usuwamy naturalny substancje tłuszczowe, a Eucerit® je przywraca).
W produkcie, jak w większości drogeryjnych szamponów, znajduje się SLES. Wiele osób reaguje na ten składnik, mojej skórze również się to zdarza. Zależne jest to jednak od jego stężenia i obecności innych komponentów kosmetyku. W przypadku mlecznego szamponu Nivea Hairmilk naskórek głowy nie wykazuje żadnych reakcji. Działanie SLES jest prawdopodobnie łagodzone przez wspomnianą wyżej mieszaninę alkoholi lanolinowych i obecny w formule pantenol. Z kolei dzięki detergentowi włosy i skóra są perfekcyjnie oczyszczone z nadmiaru sebum, brudu, kurzu i pozostałości kosmetyków do stylizacji. Szampon doskonale zmywa wszelkie nieczystości z głowy. Bez wywoływania podrażnień, swędzenia i wysuszania naskórka. I chwała mu za to! 😉
Mleczny szampon Nivea Hairmilk do włosów suchych i zniszczonych o normalnej strukturze ma kremową konsystencję, średnio rzadką. Bardzo przyjemnie delikatnie pachnie, a w połączeniu z wodą tworzy aksamitną pianę. Mycie włosów staje się relaksem. 😉
Jak wcześniej wspomniałam, kosmetyk świetnie oczyszcza skórę głowę i pasma. Zmywa nawet produkty do stylizacji kosmyków. Nie obciąża włosów, za to lekko je odbija u nasady. Są długo świeże, mam wrażenie, że wolniej się przetłuszczają. Naturalne, które nie są rozjaśniane i farbowane, stają się miękkie i błyszczące. Prezentują się bardzo dobrze, świetnie się układają. Jednak zniszczone końcówki włosów, które miałam rozjaśniane, już nie wyglądają perfekcyjnie. Nigdy nie wymagam od szamponu, by zregenerował wysuszone i poniszczone pasma, bo to niemożliwe. Tym bardziej, że tym kosmetykiem myję skórę głowy, a końcówki są oczyszczane tylko przez spływającą pianę z wodą. Od poprawienia kondycji kosmyków są odżywki i maski.
Jestem bardzo zadowolona z działania mlecznego szamponu Nivea Hairmilk. Perfekcyjnie spełnia swoje zadanie. Co więcej, nie wywołuje u mnie łupieżu, jak to często bywa z innymi szamponami. I jeszcze jedno – włosy po tym produkcie dobrze się rozczesują, nawet te zniszczone.
[dropcap_large]O[/dropcap_large]d szamponu nie trzeba wiele wymagać. Ma on przede wszystkim dokładnie myć skórę głowy i włosy – pozbywać się z nich zanieczyszczeń, łoju i kurzu. Powinien przy tym pozwalać na zachowanie świeżości pasm przez dłuższy czas. Jak więc sprawdza się szampon brzozowy Receptury Babci Agafii Biała Agafia Nawilżenie i równowaga? Czy spełnia podstawowe zadania środka myjącego kosmyki? Poznajcie moją opinię.
Organiczny skład
Wiele kosmetyków marki Receptury Babci Agafii zyskuje pochlebne komentarze na temat komponentów. W większości preparatów skład jest naturalny i niewiele w nim syntetycznych substancji. Nie inaczej jest z omawianym szamponem z serii Biała Agafia. W spisie INCI znajdziemy między innymi ekstrakt z mydlnicy lekarskiej, który jest organicznym komponentem myjącym. To ten wyciąg (obok Sodium Coco-Sulfate i Cocamidopropyl Betaine) odpowiada za dokładne oczyszczenie skóry głowy i włosów z różnych zanieczyszczeń i sebum. W składzie znajdziemy też substancje pozyskane z liści brzozy, z nostrzyka białego i sosny karłowatej oraz olej słonecznikowy.
Dzięki tym ingrediencjom, szampon Nawilżenie i równowaga marki Receptury Babci Agafii nie tylko myje pasma, lecz także odżywia ich cebulki i regeneruje ich strukturę.
Nie tak idealny, na jaki wygląda…
Niestety, pomimo przyjemnie wyglądającego składu (choć znajdziemy w nim także substancje syntetyczne), kosmetyk trafił na listę… bubli.
Po pierwsze po jego stosowaniu mam wrażenie, że skóra głowy i włosy nie są idealnie oczyszczone. Po drugie bardzo szybko się przetłuszczają, stają się oklapnięte i przeciążone. Co przecież nie powinno się dziać po użyciu szamponu. Przez to, że naskórek zaczął szybciej produkować łój, pojawił się też łupież. To nie tylko moja opinia, lecz także mojego chłopaka. A przecież to szampon brzozowy NAWILŻENIE I RÓWNOWAGA. Gdzie ten balans? Po stosowaniu produktu gdzieś się zatracił. W porównaniu do syntetycznego szamponu micelarnego Nivea, kosmetyk Receptury Babci Agafii z serii Biała Agafia wypada bardzo blado. Chyba naturalne nie służy moim włosom.
Zaczęło się tak dobrze – ładne opakowanie, zachęcające do zakupu, przyjemny organiczny skład i taki zonk. Szampon, który powinien dobrze myć głowę i kosmyki, nie spełnia głównego zadania. Za to obciąża pasma, sprawia, że szybciej się przetłuszczają, daje uczucie nieumytej głowy i wywołuje łupież. A moje włosy i skóra głowy wcale nie mają tendencji do wytwarzania dużej ilości sebum. Po stosowaniu innych szamponów, na przykład micelarnego Nivea, są odbite u nasady, dokładnie umyte i łatwe do układania.
Czy warto wydać na szampon brzozowy Nawilzenie i równowaga Receptury Babci Agafii Biała Agafia kilkanaście złotych? Jedyne jego plusy to naturalny skład, poprawienie rozczesywania włosów i leciutkie ich nawodnienie. Ale czy to wystarcza? Moim zdaniem nie, bo produkt nie spełnia podstawowego zadania – dogłębnego oczyszczenia skóry głowy i włosów.
nie daje równowagi skórze głowy i włosom, wręcz przeciwnie – powoduje nadmierną produkcję łoju
dość wysoka cena jak na 280 ml
Pojemność: 280 ml
Cena: ok. 13 zł
Moja ocena: 2/5
Nie mogę wiele powiedzieć o wydajności, bo szamponu brzozowego Biała Agafia Nawilżenie i równowaga użyłam tylko kilka-kilkanaście razy. Dawałam mu kilka szans. Wydaje się być wydajnym, jednak ta cecha moim zdaniem jest nieważna przy braku skuteczności produktu w myciu włosów i skóry głowy.
Stosowaliście może ten szampon? Powielacie moją opinię, a może Wam bardzo przypasował ten kosmetyk? Wiem, że produkty Receptury Babci Agafii są ostatnio bardzo popularne, ale mają tyle samo dobrych ocen, co kiepskich. Ja jeszcze nie przekreślę tej marki, przetestuje jej inne wyroby. Może trafię na jakiś, który stanie się moim ulubieńcem. 😉
Czas na kolejną recenzję – w sumie dawno ich tu nie było. Wybór padł na szampon micelarny Nivea, który ma wzmacniać łamliwe włosy i nadaje się do stosowania na wrażliwą skórę głowy. Kiedy zobaczyłam reklamy tego kosmetyku i ujrzałam go na sklepowych półkach, stwierdziłam, że muszę go wypróbować. Akurat trafiłam na promocję w Rossmannie, więc nawet się nie zastanawiałam, czy kupić. Jakie są moje odczucia po miesiącu stosowania tego szamponu i czy rzeczywiście warto w niego zainwestować?
Muszę przyznać, że produkt kusi opakowaniem. Jest estetyczne, proste, a zarazem urokliwe i… dziewczęce. Nie to jest jednak najważniejsze. Jak zwykle – liczy się wnętrze. 🙂 A według producenta – Nivea – ma ono wygładzić i wzmocnić włosy. Szampon zgodnie z zapewnieniami ma dokładnie oczyszczać pasma i skórę głowy, nie podrażniając jej. Kosmetyk bazuje na micelarnej technologii – drobne micele zawarte w formule preparatu przyciągają do siebie brud, zanieczyszczenia i łój, a także pozostałości po innych specyfikach. Dzięki tym niewielkim cząsteczkom szampon ma tak świetne działanie myjące.
Rzeczywiście – dostrzegłam rewelacyjne właściwości oczyszczające tego kosmetyku Nivea. Moje włosy i skóra głowy po myciu były dokładnie wymyte z zanieczyszczeń i sebum. Pasma po użyciu wzmacniającego szamponu micelarnego stają się sypkie i wolniej się przetłuszczają (ja akurat nie mam do tego dużej tendencji) – stąd wniosek, że preparat nawet odrobinę nie obciąża kosmyków.
Co do skóry głowy – po pierwszym użyciu pojawił się u mnie suchy łupież. Po tym chciałam spisać ten kosmetyk na straty, ale byłoby to zbyt pochopne posunięcie. Stało się to tylko za pierwszym razem, kolejne mycia głowy nie zwiastowały białych płatków. Łupież zniknął bezpowrotnie. Może to być spowodowane obecnością w składzie paru związków, które chronią naturalne pH skóry, nie doprowadzając do jego wahań i silniejszego wydzielania łoju. Dodatkowo dołączyć do tego można także brak silikonów.
Co ciekawe, szampon micelarny Nivea nie zawiera również barwników i parabenów. Dodam, że nie podrażnił skóry głowy, choć w jego składzie obecny jest SLES – detergent i spieniacz wykazujący silne właściwości myjące. Prawdopodobnie jego (niekorzystne) oddziaływanie na naskórek tłumią lanolina, puder z soku z aloesu, olej makadamia i pantenol.
Sama aplikacja jest wyjątkowo przyjemna. Cały rytuał mycia głowy dopełnia niezwykły aromat kosmetyku – jest świeży, kwiatowy i delikatnie słodki. Mnie przypomina trochę woń wody toaletowej Davidoff Cool Water albo ciut Dior J’Adore. Dzięki temu oczyszczanie włosów staje się miłym doznaniem.
Czy widzę jakieś wady wzmacniającego szamponu micelarnego Nivea do łamliwych włosów i wrażliwej skóry głowy? W zasadzie nie bardzo. To naprawdę dobry szampon. Jestem pewna, że często będzie się pojawiał w promocyjnych cenach i stanie się dostępny w wielu sklepach i drogeriach. No dobra, może nie zauważyłam wzmocnienia i uelastycznienia włosów, ale tego nigdy się nie spodziewam po szamponach. 😉 Być może niektórym osobom może się nie spodobać obecność SLES – nie przywiązywałabym jednak do tego większej wagi.
[dropcap_large]P[/dropcap_large]ielęgnacja włosów dla wielu dziewczyn jest kluczowa. Marzeniem jest mieć lśniące, zdrowe, grube i aksamitne w dotyku pasma. Jednak równie ważna, a może czasem ważniejsza, jest skóra głowy. To przecież w niej znajdują się cebulki włosów. Jeśli więc zadba się o nią odpowiednio, to gwarancją są zachwycające kosmyki.
Do czego zmierzam? Jakiś czas temu otrzymałam do wypróbowania dwa produkty – aloesowe szampon i odżywkę marki Equilibra. To moje pierwsze kosmetyki, których nie kupiłam, a dostałam od firmy. Możliwe, że wiele z Was nie słyszało o tym brandzie. Pokrótce. Equilibra to włoska marka, która może pochwalić się wieloletnim doświadczeniem w branży kosmetycznej, bo na tym rynku istnieje już od ponad ćwierć wieku. Większość preparatów tworzonych przez firmę bazuje na ekstrakcie z aloesu. Dzięki połączeniu wiedzy specjalistów Equilibra, testom i doskonałym właściwościom Aloe barbadensis markę określa się jako lidera wśród producentów wykorzystujących dobrodziejstwa tej zielonej rośliny. Nie będę więcej pisać o brandzie, bo nie o to chodzi. Przejdę do meritum, czyli recenzji kosmetyków. Jak zawsze, będzie ona szczera i rzetelna. 🙂
NAWILŻAJĄCY SZAMPON ALOESOWY EQUILIBRA NATURALE
Na wstępie muszę powiedzieć, że ostatnio używałam różnych preparatów do mycia włosów, po których po pewnym czasie występowały swędzenie skóry głowy i czasem delikatny łupież. Głównie działo się tak, ponieważ specyfiki te miały w składzie drażniące detergenty. Po ponad miesięcznym stosowaniu szamponu aloesowego Equilibra nie zauważyłam tej tendencji.
Wszystko to za sprawą 20% zawartości soku z liści aloesu. O właściwościach ekstraktu z tej rośliny pisałam w poście 5 najpopularniejszych składników kosmetyków kojących skórę i działających przeciwzapalnie. Według producenta szampon w łagodny sposób oczyszcza włosy oraz głowę, nawilża je, nie powoduje podrażnień, ani nie wysusza. Jak najbardziej się z tym zgodzę. Mój skalp był świetnie nawilżony, po myciu kosmyków nie swędział. Tak jak wcześniej pisałam, po użyciu tego szamponu nie występowała tendencja do pojawiania się łupieżu i podrażnień.
Co do nawilżenia włosów – przy skórze głowy, gdzie moje pasma są naturalne, świeże i miękkie, jak najbardziej stały się jedwabiście gładkie i miałam wrażenie, że nawodnione. Ja szamponem myję głowę u nasady kosmyków, a ich końce oczyszcza jedynie spływająca razem z wodą piana. Nie szoruję całych włosów. Ogólnie wychodzę z założenia, że szampon służy do dokładnego umycia skóry i pasm z sebum i zanieczyszczeń oraz delikatnej pielęgnacji. Ma on być delikatny, a jednocześnie świetnie oczyszczający. Na silniejsze nawilżenie kosmyków stawiam odżywki i maski. W mojej opinii zadanie szamponu aloesowego Equilibra Naturale zostało w 100% spełnione.
Patrząc na skład, można stwierdzić, że jest zadowalający. Na pierwszym miejscu woda, później wspominany już ekstrakt z aloesu (producent zapewnia, że w stężeniu 20%), a następnie łagodny detergent. ALS jest zdecydowanie delikatniejszy od znienawidzonych ostatnio SLS i SLES, mimo to pozostaje dalej surfaktantem. Warto jednak dodać, że ma on pochodzenie naturalne, nie syntetyczne. To jest oczywiście na plus. Poza tym jego obecność na pewno jest łagodzona przez kojący wyciąg z liści aloesu. Formuła nawilżającego szamponu aloesowego Equilibra Naturale została także wzbogacona w ekstrakt z pokrzywy, oleje lniany (ekstrakt z siemienia lnianego) i ze słodkich migdałów, zhydrolizowane proteiny pszenicy oraz roślinną glicerynę. Dzięki nim kosmetyk nie tylko oczyszcza włosy i skórę głowy, lecz także je wzmacnia i odżywia.
To obecnie mój szampon numer jeden! 😉
Zalety:
Dobrze się pieni
Świetnie oczyszcza włosy i skórę głowy
Nie podrażnia, przeciwnie – łagodzi
Nie powoduje łupieżu
Jest wydajny
Przyjemnie delikatnie pachnie (nienachalnie)
Bogaty skład – 98% pochodzenia naturalnego
Nie posiada zbędnych drażniących substancji
Włosy się po nim nie plączą
Delikatnie nawilża kosmyki i skórę głowy
Wady
Cena – to prawdopodobnie jedyna wada (choć uważam, że cena jest adekwatna do jakości)
No, może jeszcze tu dodam, że czasem gorsza dostępność (głównie stacjonarnie)
Pojemność: 250 ml
Cena: ok. 20 zł
Moja ocena:5/5
NAWILŻAJĄCA ODŻYWKA ALOESOWA EQUILIBRA NATURALE
Czas na kolejny produkt z tej samej serii. Podobnie jak wyżej opisywany szampon, ta odżywka również bazuje na 20% wyciągu z aloesu oraz ekstraktach z pokrzywy i lnu. Według producenta, po jej stosowaniu kosmyki stają się miękkie, silne, błyszczące i się nie plączą. Z tym ostatnim zgodzę się jak najbardziej. Z resztą zapewnień nie do końca. Miałam rozjaśniane włosy do blondu, obecnie wróciłam do swojego naturalnego brązu. Końce mam lekko zniszczone i przesuszone, choć moja fryzjerka twierdzi, że wcale nie są jakoś bardzo uszkodzona, tylko mam taki typ włosów. To prawda, posiadam wysokoporowate, które szybko się puszą. Niektóre preparaty pielęgnacyjne jednak dobrze sobie z nimi radzą i je wygładzają. Niestety nawilżająca odżywka aloesowa Equilibra Naturale do takich nie należy. Po jej użyciu moje włosy są w dobrej kondycji, ale dalej bywają lekko przesuszone, matowe i szorstkie (bardziej końce, odrosty są dość przyjemne w dotyku).
Myślę, że ten kosmetyk sprawdzi się doskonale u osób posiadających naturalnie gładkie pasma lub cienkie kosmyki. Dlaczego? Główną zaletą odżywki jest to, że nie obciąża włosów. Moim jednak tego czasem potrzeba. Nie wiem też, czy ich jakoś ostatnio nie przeproteinowałam. 😉 Nie polecam go osobom o silnie zniszczonych włosach. Podobnie jak w przypadku szamponu, ten preparat jest delikatny dla skóry głowy i pasm oraz łagodzi podrażnienia. Jest również wydajny.
[dropcap_large]P[/dropcap_large]ogoda zaczyna nas coraz bardziej rozpieszczać, a wraz ze znacząco częstszą obecnością miłego słońca wzrastają dobre samopoczucie i chęci na radosne kolory. Ostatnio w oko wpadła mi paletka cieni do powiek Holiday Dreams marki Amé – brandu, który jest tworem znanej wszystkim firmy Paese. Zdecydowałam się na ten produkt właśnie przez żywe i rozweselające barwy opakowania. Zapragnęłam podróży do tropików. Wybrałam wycieczkę na przepiękną egzotyczną wyspę – Tahiti. Jej wnętrze kryje w sobie trzy ciekawe odcienie…
Przyznacie, że paleta jest cudowna i kolorowa. Nie będę się rozpisywać o opakowaniu, bo sami widzicie, jak się prezentuje. Dodam tylko, że jest zrobione z kartonu i pokryte dość śliską powłoką (nie obniża to komfortu użytkowania) oraz zamykane na magnes. Ma niewielkie wymiary, śmiało zmieści się w małej torebce, np. listonoszce. Co ciekawe, tak samo wyglądającą paletkę Holiday Dreams, ale sygnowaną logiem Paese, można kupić w wielu sklepach – średnio za dwa razy więcej (ja za tę recenzowaną Amé dałam ok. 12 zł). Firma wydała na rynek po prostu dwa identyczne artykuły w różnych cenach i pod innymi markami.
Jak już wcześniej wspomniałam, wybrałam zestaw Tahiti, w skład którego wchodzą takie odcienie, jak jasnobeżowy, łososioworóżowy i brązowy. Cienie są matowe i aksamitne w dotyku. Bardzo przyjemnie je się aplikuje na powieki (ja zwykle robię to palcami). Co więcej, są bardzo dobrze napigmentowane, dość duże i nie kruszą się. Ich trwałość też można określić jako zaleta, ponieważ długo trzymają się na skórze (pokrytej wcześniej bazą). Dobrze się mieszają z cieniami innych marek (ostatnio testowałam blendowanie z Mystik z Kontigo). Używam ich od jakiegoś miesiąca, niemal codziennie, i szczerze, nie widzę żadnych śladów zużycia. 😉 Można więc określić je jako wydajne.
Swatche – cienie naniesione jeden raz.
Mogę bez żadnego zahamowania polecić Wam paletkę cieni do powiek Holiday Dreams Amé do stosowania na co dzień. Kolory są pastelowe, nienachalne i bardzo ładnie podkreślają oczy. A różowołososiowy odcień można dodatkowo użyć jako róż do policzków. Produkt ma wiele atutów, w tym stosunkowo niską cenę.
Zalety cieni:
Są dobrze napigmentowane
Trwałe
Jedwabiste w dotyku
Matowe
Wydajne
Nie kruszą się
Niska cena
Wady:
Czasem trudno trafić na tę paletkę (Paese łatwiej zdobyć, ale jest średnio dwa razy droższa)
Cena: ok. 12 zł
Znacie w ogóle nową markę firmy Paese – Amé? Używaliście już jakichś produktów tego brandu? A może mieliście do czynienia z recenzowaną przeze mnie paletką?